Siedział naprzeciwko mnie, nienagannie ubrany, pięknie pachnący z tą swoją pewnością siebie, która aż wciskała mnie w wiklinowe krzesło. Przez myśl przemknęło mi, że z taką twarzą zrobiłby międzynarodową karierę jako model. Tak zdecydowanie był przystojny. Zielone tęczówki były mroczne, jakby skrywały jakąś tajemnicę. Nie wątpię, że onieśmielał swoich rozmówców. Cholernie seksowna zarysowana szczęka, pokryta zaledwie dniowym zarostem sprawiła, że palące rumieńce przyozdobiły moje poliki. Szybko zerknęłam na kartę dań podaną przez kelnerkę o długich ciemnych włosach i oliwkowej karnacji, w zdecydowanie zbyt wyciętej eleganckiej bluzce eksponującej obfity biust, wow. Czy nie obowiązują tu żadne zasady jeśli chodzi o wygląd pracowników?
- Czy mogę przyjąć państwa zamówienie? – wyszczebiotała trzepocząc rzęsami, o święty Barnabo nawet nie zerknęłam co mają w menu, mój wzrok pada na pierwszą lepszą pozycję – naleśnik ze szpinakiem – brzmi okej
- Antonino?
Przechodzi mnie dreszcz, o cholercia jak on to powiedział, tak doniośle. Wbił we mnie wyczekujące zielone spojrzenie, a ja siedziałam tak wpatrując się w niego i próbując przełknąć litr śliny nagromadzonej w jamie ustnej.
- Poproszę naleśnika ze szpinakiem i jeżeli macie to herbatę malinową z miodem.
- Dobrzę, a dla pana? – w głosie kelnerki było słychać przesadną uprzejmość.
- Espresso, czarne bez mleka i cukru, trzy tosty francuskie, porcja świeżych warzyw, które akurat szef kuchni będzie miał pod ręką oraz omlet z samych białek.
Boże nigdy nie słyszałam żeby ktoś tak zamawiał jedzenie w knajpie. Przez nastrojową muzykę, przedzierały się strzępki informacji z wiadomości, które ktoś oglądał na telewizorze zawieszonym nad kontuarem. Było tu naprawdę ładnie, duże okna w białych drewnianych ramach, lniane niebieskie obrusy, wiklinowe umeblowanie, wielkie kwieciste zasłony – wszystko zachowane w typowo brytyjskim wydaniu. Jedynie mój towarzysz, odstawał od tej spójnej scenerii. On bardziej kojarzył mi się z Italią, słoneczną, przesiąkniętą pięknymi krajobrazami, zapachami i cudowną kuchnią.
- O czym myślisz?
Znów ten dreszcz, serio?
- Ładnie tu – wzruszam bez przekonania ramionami.
- Jakoś nie zauważyłem – mruczy kładąc łokieć na stoliku i podpierając podbródek o kciuk.
Biorę głęboki wdech.
- Czego chcesz?
Szepczę, wlepiając wzrok w wazon stojący na środku stolika. Znów robi mi się gorąco.
- Ciebie Antonino.
Posowieję, marszcząc brwi. Próbując nie panikować, zamykam powieki. Znów je widzę, te obrazy, przeklęte obrazy. Silna dłoń opada na poją twarz, chcę się wyszarpnąć, ale związane ręce mi na to nie pozwalają, każdy kolejny cios jest silniejszy od poprzedniego, a ja nie mogę uciec. NIE! Potrząsam głową i otwieram oczy, trzęsą mi się dłonie, chcę stąd wyjść, muszę wyjść, uciec.
- Państwa zamówienie.
Podskakuję na krześle, jak porażona prądem. Muszę stąd wyjść, jest mi niedobrze. Korzystając z tego, że brunetka stawia przed nim talerze, podrywam w popłochu i niemal biegiem wychodzę na zewnątrz. Zimne powietrze uderza mi w twarz i w końcu mogę wziąć oddech. Dyszę jak po maratonie opierając się plecami o szybę. Kim on jest? O co mu chodzi? „Ciebie Antonino”. Na Boga! Może tylko żartował? Nie, nie brzmiało to jak żart, a jeśli nawet to wyjątkowo kiepski. Cierpi na jakąś chorobę psychiczną? To chyba dość prawdopodobne, sama nie byłam całkiem normalna, biorąc pod uwagę wszystkie fobię i lęki, ale do cholery to nieetyczne!
- Przestraszyłaś się.
O mało nie przewracam się na chodnik, słysząc jego baryton. Czy w momencie kiedy jestem bliska paść niemal w Hamletowskim stylu na szary bruk oddając się odmętom nicości, jego głos musi mnie podniecać? Na litość boską!
Moja podświadomość stoi z otwartą buzią, odziana w satynowy czerwony szlafrok, którego poły niebezpiecznie się rozchylają.
Nie!
- Nie.
Oh kłamczucha mruczy podświadomość – spadaj!
- Pamiętaj Antonino tylko prawda.
Przekrzywia lekko głowę, a mięśnie szczęki tężeją, oj nie dobrze. Pan władczy.
- Przerażasz mnie.
Mówię piskliwie, zdecydowanie zbyt wysokim głosem.
- Nie Ciebie jedną.
CO?! DO DIABŁA!
- Chodź, porozmawiajmy – otwiera szeroko drzwi, wykonując zapraszający gest dłonią.
Przełykam głośno ślinę, analizując te słowa, po czym odpycham się od szyby i wchodzimy z powrotem do Rosalie&John.
WOW! Podoba mi się to co czytam, choć może jest to zbyt krótkie:). Rzeczywiście Zbyszek ze swoją aparycją i pewnością siebie pasuje do takiego mrocznego wizerunku. Ponadto jestem ciekawa jej fobii, bardzo dziwna dziewczyna!
OdpowiedzUsuńNo nieźle się zapowiada ; )
OdpowiedzUsuńCzyżbyś się wzorowała na 50 twarzy Greya? Niezły pomysł :)
Z niecierpliwością czekam na dalszą część :) Pozdrawiam :)
Można powiedzieć, że w jakimś stopniu trylogia E.L James mnie zainspirowała.
Usuńniesamowite :) opis Zbyszka idealnie pasuje do tego jak go ukazujesz :) czekam na następne o informuj mnie o nich na eveerything-at-once.blogspot.com :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńO Jezu ! Kocham Cię ! Teraz zamiast w kółko czytać Greya, będę czytała Twoje opowiadanie !
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, mam nadzieję, że przeczytałaś już wszystkie opublikowane rozdziały :)
Usuń