Blog zawiera treści erotyczne, wulgaryzmy, cielesność w mocnym, czasem brutalnym i gorszącym wydaniu. Sceny erotyczne opisywane bez cenzury. Wszystkie osoby poniżej osiemnastego roku życia czytają to na własną odpowiedzialność!

czwartek, 9 października 2014

dieci

- Antonina - pokręcił głową wstając.

- Nie mówię o uczuciach. Nie potrzebuję czułych słów, kwiatów i całej tej sztucznej otoczki. Pragnę tylko bliskości, rozmowy. Rozumiesz?

Zmarszczył brwi i przeczesał ręką ciemną czuprynę

- Tylko seks? - zapytał niepewnie.

Skinęłam głową.

- Mi pasuję - powiedział, przygważdżając moje nadgarstki do ściany - Zacznijmy już teraz.

Całował mnie jak opętany, jakbym była jego ostatnim oddechem, potrzebnym do przeżycia. Nie byłam pewna ile wytrzyma pochylając się nade mną, ale on zdawał się tym w ogóle nie przejmować. Penetrował moje usta językiem, głębokimi, precyzyjnymi liźnięciami. Wprost rozpływałam się pod chciwym dotykiem jego dłoni. Pośladki, plecy, szyja, tył głowy, piersi, uda. Był po prostu wszędzie. Kręciło mi się w głowie od jego dotyku. Objęłam jego potylicę i przyciągnęłam go jeszcze bliżej, wbił zęby w moją spuchniętą dolną wargę, głośno dysząc. Złapałam za zamek jego dżinsowych szortów i szybko je ściągnęłam. Wypukłość w białych bokserkach od Emporio Armaniego, mówiła sama za siebie. Chwilę później moja chabrowa sukienka została bezczelnie rzucona na komodę. Napawałam się widokiem jego mięśni, gdy ściągał przez głowę bawełnianą białą koszulkę i aż westchnęłam z wrażenia. Rzucił się na mnie, przerzucając sobie przez ramie objęłam go rękami w pasie, podziwiając grę jego jędrnych pośladków, gdy podchodził do kanapy.

- Przydałoby Ci się schudnąć - powiedział zrzucając mnie z ramienia.

Walnęłam go z otwartej dłoni w ramię. Co jak co, ale moja waga była jak najbardziej w normie.

- Ważę dwa razy mniej niż Ty mięśniaku! 

Uśmiechnął się półgębkiem i cmoknął wypukłość lewej piersi. Nim się obejrzałam już robił mi malinkę.

- Najnowsza zdobycz mięśniaka - zerknęłam na purpurowo-czerwony ślad, okej to było seksi.

Roześmiałam się, zsuwając z bioder bawełniane figi, on zrobił to samo ze swoimi bokserkami i chwilę później rozrywał pakiecik prezerwatywy zębami.
Złapał mnie za uda, łącząc je i przewracając cały mój tułów na bok. Okej czyli nie standardowo na misjonarza. Przełknęłam ślinę, kurde z własnej woli nigdy nie uprawiałam inne...
Wsunął się we mnie tak gwałtownie, że dosłownie mnie zatkało. Oddech uwiązł mi w gardle, a nieprzyjemne uczucie rozciągania, sprawiło, że wykrzywiłam twarz w grymasie. Chryste minęło zdecydowanie zbyt wiele czasu odkąd ostatnio miałam tak głęboką penetrację. Sapnął jakby z wysiłku. Poczułam ciepłą dłoń na policzku, otworzyłam oczy by na niego spojrzeć, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że mam je zamknięte. Miał zaciśnięte szczęki, a oczy tak ciemne jak nigdy.

- Okej? - w odpowiedz objęłam niemrawo jego bicepsy - Chryste jesteś nieprzyzwoicie ciasna.

- Powoli - szepnęłam ledwo słyszalnie.

Patrząc mi w oczy, wysunął się wolno. Mięśnie mojej pochwy zacisnęły się, na jego żołędziu, a z jego gardła wydobyło się warknięcie. Przód, tył. Bardzo powoli. Już nieco lepiej znosiłam, dokuczliwe pieczenie.
"Tosieńsko uwielbiasz, gdy Cię boli"
Zbyszek przyspieszył ruchy, wciskając mnie w zimną skórę kanapy.

- Do końca - poleciłam, zaciskając zęby.

Poprawił ustawienie kolan, jednocześnie biorąc w posiadanie moje wargi. Pchnął mocno, uderzając jądrami o moje pośladki. Syknęła z bólu, wbijając paznokcie w jego skórę. Ciepłe pulsowanie powoli zaczęło promieniować z mojego podbrzusza.  Nieustępliwe młócące biodra, utrzymywały stały rytm. Zaciskające się wokół mnie ramiona, niemal uniemożliwiły mi oddychanie. Jego gruby kutas rozciągał mnie do granic możliwości. Zacisnęłam mocniej mięśnie kegla, jednocześnie sięgając dłonią do łechtaczki. Ledwie ją musnęłam, a przyjemność delikatnie rozlała się po moim ciele. Jednak moja dłoń natychmiast zostało odepchnięta od mego łona, a zastąpiły ją nieustępliwe palce. Niemal zakrztusiłam się własnym oddechem. Przeorałam jego muskularne plecy paznokciami w ekstazie. To co ten mężczyzna wyprawiał z moim ciałem było niesamowite. Gwałtowny dreszcz przeszył mój kręgosłup, uda zadrżały, a palce u stóp się podkuliły.

- Boże - wyjęczałam, odrzucając głowę do tyłu.

- Piękna - usłyszałam jakby przez mgłę.

- Musisz przestać - sapnęłam, chwytając jego rękę, którą wciąż, nieustępliwie mnie pieścił.

Przyspieszył ruchy, brutalnie chwytając mnie za żuchwę, spojrzałam na niego przerażona.

- Nigdy nie każ mi przestać - syknął przez zęby, przenosząc dłoń na moje gardło, zamarłam.

Jego piękne zielone tęczówki, były teraz obco dzikie. Grymas bólu jaki wykrzywiał jego twarz, przeszył mnie na wylot. 
Objęłam jego policzki i przyciągnęłam do swojej twarzy. Uścisk na gardle zelżał. Z pomiędzy jego rozchylonych warg wydarł się bolesny jęk, gdy doszedł drąc na całym ciele. Przez cały czas patrzył mi w oczy, a ja obserwowałam jak jego zmętnione źrenice nabierają ostrości. Zamrugał nagle jakby obudził się ze snu. Zerknął na moje gardło i zabrał rękę. Wysunął się ze mnie, ściągając prezerwatywę i ruszając do kuchni. Zerknęłam prze oparcie kanapy na jego potężną sylwetkę, mięśnie ukryte pod błyszczącą z wysiłku złocistą skórą mogłyby wprawić w kompleksy największych narcyzów, a kobiety przyprawić o mokrą z podniecenia bieliznę. Poczułam, że tym co przed chwilą między nami zaszło złamałam wszystkie zasady, jakimi kierowałam się od wielu lat. Pierwszą i najważniejszą, było nie dopuszczenie do jakiegokolwiek kontaktu seksualnego z nieznajomym. Zawarłam pakt z diabłem. Jestem pewna, że tego pożałuję..

- Runda druga - seksowny, schrypnięty baryton wyrwał mnie z gęstwiny myśli.

Gdy dotarł do mnie sens słów wybałuszyłam oczy, po czym nasze wargi splotły się w krótkim cmoknięciu. Zielone tęczówki przeszyły mnie na wskroś, wydawało mi się, że potrafią niemal sięgnąć do najgorszych wspomnień, ukrytych głęboko w moim umyśle. Uniosłam wargi w bladym uśmiechu, gdy wtulił się nosem w moją szyję i wygodnie umościł się między moimi biodrami, poczułam ciepło bijące od jego ciała. Objęłam dłońmi jego czaszkę, przeczesując palcami ciemne włosy. Intymna bliskość jego ciała, sprawiła, że uspokoiłam oddech i zamknęłam ciężkie powieki.

*

Ciemność w jakiej się obudziłam, zmroziła mi krew w żyłach. Szarpnęłam ciało do góry, jednak ono ani drgnęło. Świst mojego przyspieszonego oddechu przeszył mrok.

- Antonina?

Ciepły oddech w okolicy piersi, przywrócił mi zdrowe myślenie. Rozluźniłam mięśnie i uspokoiłam oddech. Tuż przed tym, gdy ciepłe usta odnalazły sutek lewej piersi.

- Spałam - wymamrotałam jeszcze sennie, na co w odpowiedzi poczułam zręczne palce pieszczące moją łechtaczkę, znacznie delikatniej niż poprzednio. Usta ułożyły mi się w kształtne O, a biodra powędrowały ku górze zachęcając do dalszego działania.

- Sprawiłem ci ból - wychrypiał, przyspieszając pracę palcami i spoglądając na mnie spod przymrużonych powiek - Przepraszam. Czasem mnie ponosi.

- Proszę - wyjęczałam, łapiąc jego dłoń i zmuszając by włożył we mnie palce - Chryste - zawyłam w agonii, czując przyjemność pomieszaną z bólem, wyginając głowę do tyłu i pozwalając owładnąć się pożądaniu.

Nagle odsunął się, przez co zimne powietrze smagnęło moje ciało.
Omiótł moje ciało wzrokiem po czym poderwał do góry.

- Sypialnia?

Wskazałam brodą drzwi, gdy łapał za klamkę, byłam w trakcie robienia mu malinki na szyi. Warknął nadziewając moją opływającą sokami cipkę na swojego kutasa, przez co ugryzłam go do krwi. Z całych sił zacisnęłam mięśnie pochwy.

- Kurwa - złapał mnie za włosy tak mocno, że zaskamlałam z bólu.

Boleśnie ugryzł moją brodę i przyciągnął moje biodra do swoich. Upuścił mnie na łóżko, po czy odwrócił twarzą do satynowej narzuty. Podparłam się na kolanach i przedramionach,starając się przygotować na jego kolejny atak, jednak on pomasował wilgotnym kciukiem mój odbyt, po czym wsunął go powoli do środka. Gorące łzy wpłynęły mi po policzkach, a ciało zesztywniało. Chwilę później jego wielki fiut rozrywał mnie od wewnątrz w szybkich, brutalnych pchnięciach. Jednak mimo tego, moje ciało nie potrafiło się zmusić do czerpania przyjemności z tego aktu. Wspomnienia upokarzających scen stanęły mi przed oczami, przez co moim ciałem wstrząsnął szloch. Zbyszek przyspieszył jeszcze bardziej.

- Kurwa, kurwa, kurwa - ryczał niczym dzikie nieokiełznane zwierzę.

Jego penis powiększył się, co było znakiem, że jest już blisko. Schowałam twarz w dłoniach, starając się zdusić szloch, a on zwolnił do przerażająco wolnego tępa. Wtedy zdałam sobie sprawę, że on nie skończy dopóki nie będę miała orgazmu, więc w wyuczony szablonowy sposób krzyknęłam, siłą woli wywołując drżenie na ciele, jednocześnie zaciskając i kurcząc mięśnie kegla. Opadłam na pościel z zamkniętymi powiekami, czekając na koniec. Wtedy Bartman wyszedł ze mnie, odwrócił twarzą do siebie i warknął zaciskając mi ręce na szyi.

- Kotku nie musisz udawać, że masz orgazm.

Otworzyłam usta gotowa zaprzeczyć, lecz zrezygnowałam widząc furię w jego oczach. Zarzucił sobie moje nogi na ramiona i ponownie we mnie wtargnął.

- Ręce nad głowę - wycharczał.

Zrobiłam to co kazał, poddając się jego każącym pchnięciom. Tak niewątpliwie uraziłam jego męską dumę. Ucisnął moją łechtaczkę tak mocno, że od razu przeszył mnie orgazm. Krzyknęłam z ulgą. Wciąż wywierając nacisk na niezmiernie delikatnym w tej chwili guziczku, sprawił, że jeden orgazm przeszedł w drugi. Złapałam się dłońmi krawędzi materaca i poddałam się jego obezwładniającej mocy. Cały pokój się rozmazał, a Zbyszek wciąż nie przestawał poruszać biodrami, pewna, że nie zniosę więcej odepchnęłam go od siebie. Łamiąc tym samym jego polecenie, aby ręce trzymać nad głową. Zawarczał groźnie i chwycił za nadgarstki miażdżąc je w stalowym uścisku nad moją głową. Moje nogi wciąż znajdowały się na jego ramionach, przez co byłam w tej pozycji niewiarygodnie otwarta. Trzeci i tym samym ostatni orgazm wstrząsnął mną dogłębnie. Ciarki jakie przebiegły po moim ciele, sprawiły, że pociemniało mi w oczach.

- Zbyszek! - wyszlochałam ochrypłym głosem, zanim znalazł moje usta i uciszył moje krzyki pocałunkiem.
Gdy doszedł jego ciało stężało i wykręciło się. Gorąca sperma zalała moje wnętrze, obfitą falą. Wtedy uświadomiłam sobie, że zapomniał o prezerwatywie. Każdy mięsień drgał, a ja połykałam jęki jego rozkoszy. Pocałunkiem staraliśmy się załagodzić wszystkie targające nami emocje. Uwolnił moje ręce i nogi, a ja od razu go nimi oplotłam, chcąc zachować jego rozedrgane ciało blisko siebie. Gładząc moje włosy, szyję i policzki, dawał ukojenie, choć nawet nie był tego świadomy.

- Przeprosiny przyjęte - wyszeptałam między pocałunkami, co wywołało u niego chichot.

**

OJOJOJOJ no i zrobiłam Wam z mózgów galaretki!
Tęskniłam.

czwartek, 14 sierpnia 2014

nove

Ziewam, leniwie przeciągając się w ciepłej pościeli. Już zapomniałam jakie to uczucie obudzić się po dobrze przespanej nocy, nie myśląc jedynie o tym jak przetrwać kolejny dzień. Boląca głowa przypomina mi o ilości spożytego wczoraj alkoholu. Wzdrygam się i przekręcam na drógi bok. Dwie godzinki snu, będą jak znalazł. 

- Cóż za Śpiąca Królewna z Ciebie - słyszę rozbawiony głos przy uchu. Otwieram niechętnie jedno oko i dostrzegam rozczochranego, półnagiego Zbyszka, który uśmiecha się łobuzersko. Ten to potrafi zrobić wrażenie, myślę, zaciskając powieki i mocniej wtulając policzek w poduszkę.

- Idź sobie - mamroczę cicho. Odpowiada mi tubalny śmiech i czuję jak materac  porusza się uwolniony od jego ciężaru. Mija sekunda zanim zostaje schwycona za kostki i brutalnie pociągnięta na krawędź łóżka, tak że kołdra przykrywała mnie od łopatek w górę, a nie odwrotnie. Okropna tortura jaką jest łaskotanie po stopach, sprawia, że piszczę i próbuje uwolnić okupowane kończyny.

- Jesteś okropny - krztuszę się ze śmiechu, wierzgając.

Przestał, więc wykorzystałam to, żeby z powrotem znaleźć się pod pierzyną.
Śmiech, tuż nade mną sprawił, że sama zaczęłam chichotać jak idiotka. Wydostałam głowę z szczelnego materiałowego kokonu. Twarz Zbyszka znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od mojej, tak, że nasze nosy niemal się stykały.

- Mam Cię - wyszczerzył zęby w uśmiechu, a mi na ten widok zabrakło tchu. Był cholernie przystojny. A jego uśmiech był jak wysoko-watowa lampa błyskowa, dosłownie zwalał z nóg.

Nie mogąc się powstrzymać przejechałam opuszkami palców po jego skroniach, wystawionych kościach policzkowych i mocnej szczęce, przez cały czas patrząc mu w oczy. Poranny zarost był szorstki i nieprzyjemny w dotyku, ale wyglądał z nim niesamowicie męsko tak pierwotnie. Wtuliłam nos w jego policzek i wciągnęłam do nozdrzy cudowną woń. Skrzywiłam się na myśl, że inne kobiety również upajają się jego wyglądem, zapachem, dotykiem. Hola Kosecka, skąd u ciebie takie myśli. Odsunęłam się odrobinę, aby wróciła mi trzeźwość umysłu. 

- Czuła o poranku - szepnął, wyciskając na moich spierzchniętych wargach delikatny pocałunek - Zapamiętam.
I już byłam stracona. Oddech rwał mi się, jakbym przebiegła kilka kilometrów. Przekręciłam głowę tak, aby pocałować jego napięty biceps, ozdobiony tatuażem. Mruknął coś, chowając twarz w mojej szyi i wygodnie się na mnie układając. Pomimo kołdry oddzielającej nasze ciała, czułam na udzie, że znów jest twardy. Zamknęłam oczy i zaczęłam gładzić miarowo jego wyrzeźbione plecy. Nie wiem ile czasu tak leżeliśmy, ale nie obchodziło mnie to, było mi zwyczajnie dobrze i nie zamierzałam tego przerywać.
Wdech i wydech. Przez kremowe hotelowe firany zaczęły się sączyć pierwszy promienie słońca. 

- Lubię Twój zapach - wymamrotał jakby do siebie, całując mój obojczyk.

Zmarszczyłam czoło, ciekawe czy mówi to każdej. 

- Pójdziemy na śniadanie, a później wrócimy do Rzeszowa, okej?

Podniósł się tak, aby mógł na mnie patrzeć. 

- Co z Marianną? - wypaliłam i zaraz tego pożałowałam. Nachmurzył się, a jego oczy zwęziły się, jakby dopatrywał się w tym pytaniu ukrytego sensu.

- A co ma być? - warknął podnosząc się. 

- Ty mi powiedź - wzruszyłam ramionami, jednocześnie podnosząc się z materaca, ściśle owinięta kołdrą.

- To znajoma.

- Okej - wzięłam moją torbę podróżną w rękę i zamknęłam drzwi łazienki.

Ty też jesteś tylko znajomą - zadrwiła moja podświadomość - do ruchania. 
Zamknij się! 


- Długo jeszcze będziesz nadąsana? - zakpił Zbyszek upijając swoje espresso w hotelowej restauracji.

W odpowiedzi pokazałam mu język i wsadziłam sobie do ust ostatni kęs jeszcze ciepłej jagodzianej drożdżówki. 

- Uprawiałeś z nią seks? - zapytałam pochylając się nad naszym stolikiem, tak  aby nikt nie słyszał.

- Z kim? - również się pochylił, robiąc zaciekawioną minę. Wywróciłam oczami i rzuciłam w niego serwetką. 

Zaśmiał się rechotliwie, zwracając uwagę kobiet siedzących przy stoliku obok.

- Nie, nie uprawiałem z nią seksu. Z Tobą zresztą też - spiorunowałam go wzrokiem, ale w myślach przyznałam mu rację.

- I tak zostanie - szepnęłam odsuwając krzesło i wstając. On zrobił to samo i ruszyliśmy do wyjścia.

- Po moim trupie - zamruczał, splatając nasze palce i wciągając na nos klasyczne czarne Ray-Bany. 

Zanim wsiadłam do Audi, zauważyłam rozdziawione usta dwóch nastoletnich dziewczyn, które wpatrywały się w Bartman, jak zahipnotyzowane. Jedna wyciągnęła komórkę i ostentacyjnie zrobiła mu zdjęcie, strzelając fleszem po oczach. Zerknęłam na Zbyszka, ale on zdawał się ich nie zauważać, widocznie był przyzwyczajony, że wzbudzał takie zachowania w przedstawicielkach płci żeńskiej. 


Na szczęście na trasie nie było żadnych korków, więc docieramy do Rzeszowa o wiele szybciej niż się spodziewałam. Stojąc pod drzwiami mieszkania próbuję opanować drżenie dłoni i trafić za pierwszym razem  w dziurkę od klucza. Wszystko przez bruneta stojącego za mną. Otwieram drzwi, w duchu modląc się, aby Krysia jako tako ogarnęła tajfun jaki zostawiłam po sobie w salonie. Na szczęście kanapa nie jest zawalona kieckami, a na podłodze pod ławą nie walają się puste butelki po winie z całego miesiąca.

- Krysia? - krzyczę, ale odpowiada mi głucha cisza.

- Mieszkasz ze współlokatorką?

- Tak, to ta ruda - wskazuję na zdjęcie wiszące na ceglanej ścianie, jesteśmy na nim obie uśmiechnięte i pijane, pamiątka z moich dwudziestych urodzin. Przygląda się ze skupieniem fotografii, ja w tym czasie wrzucam kluczę do wiklinowego koszyka, autorstwa Krysi i idę do kuchni po wodę. Co ja wyprawiam? Przykładam czoło do chłodnego frontu szafki kuchennej i staram się zrozumieć całą zaistniałą sytuację. Wdech i wydech, nie panikuj, oddychaj. Na lodówce dostrzegam samoprzylepną żółtą karteczkę z nabazgranymi markerem słowami;

"wracam późno, nie czekaj
 PS. idę do Seby"

Wywracam oczami, co za kobieta. Sebastiana poznałam przez przypadek, gdy w pewny piątek wróciłam wyjątkowo wcześniej z pracy. Choć nie wiem czy poznaniem, można nazywać widok faceta, któremu moja przyjaciółka właśnie robi loda w pełnej garderobie, na środku salonu. Koleś był tak pochłonięty jej ustami, że nawet mnie nie zauważył, a ja byłam tak speszona, że wyszłam z powrotem na klatkę schodową. Później minęliśmy się na schodach, akurat gdy wciskał sobie złoty połyskujący krążek na palec serdeczny. Na ten obraz miałam ochotę kopnąć go w kroczę, a Kryśce sowicie zwymyślać. Jak można sypiać z żonatym facetem? Nie zamierzałam robić jej wykładów, na temat ludzkiej moralności. Krysia prędzej czy później znajdzie sobie inny obiekt zainteresowań. 
Zgniotłam karteczkę w dłoni i  cisnęłam do kosza. Niepewna czego się spodziewać wróciłam do salonu, gdzie zastałam Zbyszka, przeglądającego kolekcje książek wyeksponowanych na wiszących półkach i IKEI. Odłożył na miejsce jedną z pomieści szpiegowskich Stephena Kinga i objął mnie ramieniem w talii, zważywszy na jego długie ręce nie było to trudne. Staliśmy tak przez chwilę, patrząc sobie w oczy. Wydął usta, nadstawiając je do pocałunku i wyglądał wtedy niczym rozkapryszone dziecko, domagające się tego co swoje. Przygryzłam policzek żeby się nie śmiać i cmoknęłam go w miękkie, ciepłe wargi. Jak na męskie były niezwykle wypukłe i pełne. Zacisnął oczy i przyległ do mnie całym ciałem. Wydał mi się w tej chwili taki samotny, zamknięty w sobie. Ścisnęło mi się gardło, ale z całych sił powstrzymałam chęć łkania. Przejechałam wciąż drżącymi dłońmi po jego ramionach i barkach, dając mi niewerbalną pociechę. Jękną i przyciągną moje usta do swoich. Delikatna, niczym nie przypominający wczorajszego pocałunku, pieszczota jego języka, przyprawiła mnie o tępe pulsowanie w podbrzuszu. Obrysowywał moje wargi, ssał, lekko przygryzał. Obezwładniał mnie swoimi poczynaniami. 

- Nie wywalaj mnie jeszcze za drzwi - wymruczał, łaskocząc oddechem delikatną skórę za uchem. 

- Najpierw musimy porozmawiać - stwierdziłam rzeczowym tonem, wyswobadzając się z jego uścisku. Westchną zrezygnowany i opadł na kanapę obitą sztuczną czarną skórą.

- Więc rozmawiajmy - rozparł się jakby był na swoich włościach, a jego pewność siebie wypełniła niewielki salon. 

- Mówię poważnie! Zbyszek my się w ogóle nie znamy. To wszystko dzieję się za szybko, przytłacza mnie. Nie mogę jasno myśleć. Nie jestem jedną z tych frywolnych osób, które sypiają z dopiero co poznanymi ludźmi. Wczoraj - czuję jak moja twarz zalewa purpurowy rumieniec - oboje za dużo wypiliśmy. To był błąd.

- Znamy się siedem dni! 

Spojrzałam na niego jak na idiotę, czy on mówił serio? Uważał, że siedem dni to wystarczająco by poznać człowieka?

- Zazwyczaj tak to u Ciebie wygląda? Poznajesz kobietę, kilka dni i już wskakuje Ci do łóżka? 

- Zwykle robią to po pierwszym spotkaniu - wzruszył ramionami.

Szczęka uderzyła mi z trzaskiem o podłogę.

- Słucham? - głos brzmi mi piskliwie.

- Kobiety same proszą mnie żebym je rżną, taka jest prawda.

"Tosiu sama prosiłaś mnie o rżnięcie"

Mrugam powiekami.

- Kochaj się ze mną, nie rżnij - szepczę, a do oczu napływają mi łzy.

*

MASAKRA WIEM, postaram się jutro napisać kontynuację.
Komentujcie, piszcie co myślicie o bohaterach i jak potoczą się ich losy, jestem ciekawa czy któraś zgadnie :)

wtorek, 8 lipca 2014

otto

Zerwałam się z wielkiego łóżka i patrzyłam na niego z niepokojem. 

- Porozmawiaj ze mną - poprosił podnosząc się z kolan i podchodząc do mnie ostrożnie.

Broda zaczęła mi się trząść, jak zawsze gdy byłam bliska płaczu. Spojrzałam na niego zawstydzona. Nie chciałam żeby widział mnie w takim stanie. Zakryłam twarz drżącymi dłońmi, chcąc osłonić emocje, które targały mną po zajściu w łazience i koszmarze. 

- Antonino, proszę.

Pokręciłam przecząco głową, nie miałam ochoty rozmawiać, nie teraz. Mażyłam tylko, aby łyknąć środki nasenne i iść spać. Uciec od wszystkich problemów. Wspomnień. Bólu. Wstydu. Poniżenia. Od całego świata. Zapomnieć. 

Ciepłe dłonie Zbyszka objęły moje nadgarstki i odsunęły je z twarzy. 

- Jesteś taka piękna.

"Kto by Cię chciał? Nikt kochanie."

 Znów on. Nie chcę Cię w mojej głowie! Odejdź!

"Wszyscy Tobą gardzą mała dziwko"

- Zbyt piękna na ten posrany świat. 

- Nie - potrząsnęłam głową wciąż mając zaciśnięte powieki.

- Idealna - szepnął, obramowując moją twarz dłońmi, spod powiek wytoczyły mi się łzy - Spójrz na mnie - posłuchałam - Przepraszam. Nie płacz. Zabija mnie myśl, że to przeze mnie - otarł kciukami mokre, słone ślady łez. 

Zielone tęczówki, przygaszone i smutne patrzyły wprost w moje oczy. Uniosłam dłoń do jego pięknie skrojonych miękkich ust i dotknęłam je opuszkami palców, aby w końcu przestał mówić.

- To co widzisz - szepnęłam chrapliwie - to co nazywasz pięknym, to nie jestem ja.

Zmarszczył brwi.

- To skorupa. 

Wpatrywał się we mnie ze skupieniem. Zamknęłam oczy i spróbowałam uspokoić oddech. Potrzebowałam środka uspokajającego. Wyślizgnęłam się z jego uścisku i podeszłam do kosmetyczki leżącej na szafce nocnej. Szarpnęłam jej suwak, jednak dłonie trzęsły mi się do tego stopnia, że cała jej zawartość wylądowała na zmiętej pościeli. Wpatrywałam się w nie przez chwilę, po czym rzuciłam się, aby je pozbierać.

- Co to kurwa jest? - warknął Bartman patrząc na rozsypane buteleczki.

Podniósł jedną i przeczytał. To samo zrobił z następną. I kolejnymi. Próbowałam mu je wyrwać, jednak odepchnął mnie jednym silnym ruchem dłoni. Wylądowałam tyłkiem na drewnianych panelach obok łóżka i z przerażeniem wpatrywałam się w Zbyszka, który przyglądał się białym pojemnikom. Większość z nich to leki przeciwbólowe, antydepresyjne, nasenne i uspokajające. 

- Co się stało? - ryknął, łypiąc na mnie wzrokiem.

Podkuliłam kolana pod brodę i objęłam je ramionami.

- Pytam, Cię kurwa po raz ostatni! 

- Nic - szepnęłam.

- Nic? To po co ci to wszystko? 

Wzruszyłam ramionami.

- Nie będą Ci już potrzebne. 

Zanim się zorientowałam co ma na myśli, drzwi łazienki otworzyły się z hukiem. Ruszyłam za nim. Stał nad umywalką metodycznie opróżniając kolejne opakowania.

- Nie! - krzyknęłam łapiąc go za rękę i próbując je wyrwać - Zostaw! Błagam!

- Zamknij się! - warknął.

Wkurzona zaczęłam okładać jego plecy pięściami. Odwrócił się obdarzając mnie morderczym spojrzeniem.

- Uspokój się. 

- One są moje! - krzyknęłam, spojrzałam na puste opakowania po lekach i krew zawrzała mi w żyłach. Jak on mógł?! Dlaczego?!

Zacisnęłam pięść i wycelowałam w jego szczękę. Rozległ się chrobot. Jęknęłam chwytając się za śródręcze. Trafiłam w sam kant szczęki, cholera nawet nic nie poczuł, za to ja chyba coś złamałam.

- Antonina - westchną wyciągając w moją stronę rękę.

- Wracaj do Marianny. Wynoś się! 

- Przestań. 

- No idź do niej! Mnie nie przelecisz, może ona Ci pomoże.

- Ostrzegam Cię..

- Już się boję - warknęłam.

Chwycił mnie za ramiona i odwrócił. Szarpnął zamek sukienki, a materiał opadł kaskadą na płytki. Byłam tak zdezorientowana i zdziwiona, że dosłownie zamarłam. Koronkowa bardotka zniknęła nagle, a jej miejsce zajęły olbrzymie dłonie. Uciskając i ugniatając nieduże, kształtne piersi. Pożądanie zatliło się w moim podbrzuszu. Zapomniałam o złości, o koszmarze, o bolącej dłoni, o lekach, a właściwie ich braku. Były tylko jego dłonie. I nie wiem dlaczego przymknęłam powieki skupiając się na ich poczynaniom, oddając się przyjemności jaką dawał mi jego dotyk. Sutki stwardniały, zwracając na siebie uwagę i domagając się pieszczot. Jego gorący oddech omiótł moją szyję, a ja zapragnęłam go dotknąć. Przesunęłam jedną dłoń do tyłu między moje pośladki, a jego kroczę i potarłam jego męskość. Syknął przez zęby, mocniej napierając na moją dłoń. Odwróci mnie do siebie przodem i podniósł, chwytając za pośladki, ściśle objęłam go w pasie nogami i pocałowałam.  Po chwili poczułam jak opuszcza mnie na łóżko.

- Mam ochotę na ostre rżnięcie - wysyczał ściągając koszulę i spodnie wraz z bokserkami. Wybałuszyłam oczy na widok jego męskości. Był niewyobrażalnie piękny, silnie umięśnione ramiona, ręce, brzuch i uda. 
Głośno przełknęłam ślinę, ten widok aż ranił oczy.
Rzucił się na łóżko i ściągnął ostatnią część mojej garderoby. Poczułam jak całuje miejsce tuż pod pępkiem, przez co oddech uwiązł mi w gardle.

- Co Ty wyprawiasz? - spojrzałam na swój brzuch w tym samym momencie, gdy on spojrzał w moim kierunku, zauważyłam złowieszczy uśmiech, tuż przed tym jak poczułam jego wargi obejmujące moją łechtaczkę. Zachłysnęłam się własnym oddechem. Doznanie było uh.. fantastyczne. Ssał przez moment czuły splot nerwowy, po czym musnął go koniuszkiem języka. Przyjemność wzrastała we mnie z każdą sekundą. Potarł wejście do mojej pochwy palcem i powoli wsunął go do środka. Wykonał kilka powolnych pchnięć, przyzwyczajając moje tkanki do penetracji. Dodał drugi palec i zaczął zataczać nimi kółeczka, nacierając na ścianki pochwy, jednocześnie zwiększając nacisk na łechtaczkę. Czułam ja soki spływają mi po udach, a napięcie w ciele rosło. Byłam naprężona jak struna. Krew w uszach huczała mi niewyobrażalnie głośno. Palce w moim wnętrzu odnalazły najwrażliwszy punkt i potarły go umiejętnie. Odrzuciłam głowę do tyłu, Chryste jak dobrze. Zacisnęłam dłonie na pościeli. Uda mi zadrżały, całym ciałem wstrząsnął dreszcz. Taaaaak, Boże tak. Prężyłam się owładnięta rozkoszą, a nieustępliwe palce i usta sprawiały, ze orgazm trwał, porywając mnie niczym tornado. Nie jestem pewna jak długo szczytowałam. Leżałam próbując uspokoić puls i oddech. Poczułam gorące wargi na ustach i wróciłam na ziemię, otwierając oczy.

- Wszystko okej? - zapytał pocierając mój nos swoim. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową na potwierdzenie, nie bardzo wiedziałam czy jestem w stanie sklecić myśli, a co dopiero sformułować zdanie.

- Masz cholernie ciasną cipkę - mruknął wprost do moich ust - mój fiut wprost nie może się doczekać, żeby w niej być. 

Pokręciłam głową w odpowiedzi na ten komentarz. Nie mogłam zrozumieć tych nagłych zmian w jego zachowaniu, raz czuły, za chwilę zmieniał się w szorstkiego i bezwstydnego mężczyznę.

- Masz gumkę?

Spojrzałam na niego zdezorientowana i pokręciłam przecząco głową.

- Kurwa, a bierzesz tabletki?

- Nie - szepnęłam. 

Dotarło do mnie w końcu o co mu chodzi i się zaczerwieniłam. To by było na tyle z mojego wewnętrznego przełamywania strachu przed fizycznym współżyciem z facetem. Chciałam się z nim kochać i ta dziwna jak na moją osobę myśl uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. Byłam gotowa. Boże to się przed chwilą stało. Dałam radę, dzięki niemu. Jakimś nieznanym mi sposobem, sprawił, że na chwilę zapomniałam o przeklętej przeszłości. 
Stoczył się ze mnie i zasłonił twarz przedramieniem. Biceps się napiął ukazując skrawek tatuażu, nie zauważyłam go wcześniej. Byłam zbyt zajęta wpatrywaniem się w jego klatę. Tors był gładki wydepilowany, a mięśnie świadczyły o żmudnych, systematycznych treningach. Zanim zdążyłam się powstrzymać przejechałam palcem po zarysie lewej piersi, wzdrygnął się, ale poza tym nic nie zrobił. Tak dawno nie dotykałam mężczyzny, to było coś fascynującego. Odkrywać jego ciało, kawałek po kawałku. Ośmielona wsparłam się na przedramieniu i obrysowałam miejsce tuż pod tatuażem. Opuściłam usta na jego grdykę i pocałowałam. Jego oddech przyspieszył. Przejechałam językiem wzdłuż obojczyka, a palec wskazujący zataczał kółeczka wokół pępka. Zjechałam nim niżej do kości biodrowej, a biodra Zbyszka powędrowały ku górze. Objęłam jego imponującego penisa palcami i delikatnie przesunęłam wzdłuż jego długości. Jęknął, więc zrobiłam to jeszcze raz, trochę mocniej uciskając.

- Kurwa - warknął - mocniej.

Stwardniał jeszcze bardziej. Zachęcona jego reakcją objęłam szeroką koronę ustami.

- Ależ trysnę - poczułam dłoń zaciskającą się w moich włosach, więc wzięłam go głębiej i wciągnęłam poliki, ssąc. Warknął niczym zwierze. 

"Tosiu dziwki lubią obciągać"

 Zignorowałam dobrze znany głos i poszłam na całość. Ssałam, lizałam, zataczałam kółeczka wokół maleńkiej dziurki na żołędziu, masowałam mosznę i z satysfakcją słuchałam zbereźnych tekstów wypływających z jego ust.

- Kurwa, Nina! - ryknął tryskając kremową spermą wprost w moje usta, dochodził a ja połykałam. 
Chwycił mnie za kark i przyciągną do swoich namiętnych ust. 

- Musimy kupić gumki - powiedział to takim tonem jakby od tego zależało jego życie, a ja wybuchnęłam śmiechem. I był to najprawdziwszy, szczery, radosny śmiech, od dawna zapomniany.

*
surprise! 
Miało być całkowicie coś innego, ale Chloe, jak to Chloe przeczytała gotowy rozdział, stwierdziła, że jest fu ble i napisała nowy. 
Do osób które będą zniesmaczone, zgorszone, przepełnione odrazą, wstrętem btw. czerwony krzyżyk prawy góry róg i goodbye :)

Myślicie, że teraz będzie miodzio w relacji Kosecka-Bartman? 

czwartek, 19 czerwca 2014

sette

Siódmy sierpnia dzień premiery reklamy Calvina Kleina, dzień w którym miałam znów zobaczyć Zbyszka. Poniekąd za sprawą mojego szefa, którego żona zachorowała na zapalenie płuc i nie mogła mu towarzyszyć w ten wieczór. Całą uroczystość zorganizowana była w Krakowie, w jednym z tych cholernie imponujących hoteli Vistal, w którym cena za jedną noc dwukrotnie przewyższała moją miesięczną wypłatę. Widząc grupę fotoreporterów przepychających się przy olbrzymich drzwiach hotelu wzdrygnęłam się, oślepiona błyskami fleszy. Jasiński zdawał się ich nie zauważać, niewzruszenie idąc ze mną pod ramię i susząc w ich kierunku wybielone zęby. Dwójka portierów wita nas skinieniem głowy po czym otwierają drzwi. Czarna suknia do ziemi zaplątuje się w obcasy butów, przez co muszę przytrzymać się Jasińskiego jeszcze jedną ręką. Wygląda to przyznam bardzo poufale, ale wolę to od spektakularnego wywinięcia orła przed najważniejszymi osobistościami w branży. Wnętrze wypełniają elegancko ubrani mężczyźni, czerń garniturów i olśniewające kreacje ich towarzyszek, wyglądają cudownie w przyciemnionym świetle w akompaniamencie rozmów i cichych dźwięków fortepianu. 

- Pięknie - komentuję, a szef puszy się jak paw, na ten komplement, który wcale nie jest skierowany do niego. 

- Pozwolisz, że przywitam się z gośćmi? 

- Oczywiście - wyswobadzam rękę spod jego ramienia i uśmiecham się uprzejmie.

- Poradzisz sobie? - pyta grzecznie, spoglądając na mnie niepewnie. Człowieku nie mam pięciu lat.

- Tak, niech pan nie zawraca sobie mną głowy.

Wzdycha i odwraca się do grupki biznesmenów, rozmawiających o zyskach jakie może przynieść jakieś przełomowe przedsięwzięcie reklamowe. 

Rozglądam się i z wdzięcznością chwytam kieliszek szampana proponowany mi przez kelnera. Wychylam go, a bąbelki przyjemnie łaskoczą mój przełyk. Nagle wydaje mi się, że wszystkie rozmowy cichną. Jasiński przeciska się przed tłum i z szeroko otwartymi ramionami idzie w kierunku drzwi. 

- W końcu jest i bohater wieczoru!

O kurwa! Jednym haustem wypijam zawartość kieliszka i wymieniam go na pełny, z którym robię to samo. Biorę głęboki wdech i odwracam się w stronę, z której dobiegają mnie odgłosy rozmowy. Żołądek wywraca mi się na lewą stronę i czuję palpitację serca w piersi. Śnieżnobiałą koszula z rozpiętymi pod szyją trzema guzikami, stanowi idealny kontrast do złocistej skóry, a ciemna jak smoła marynarka dodaje tajemniczości stylizacji. Przełykam ślinę, Boże jaki on piękny. Wiem, że nie mogę do niego podejść, nie mogę porozmawiać, dotknąć. Nie po tym co napisał mi w liście; "Żegnaj" - dość dobitne zakończenie znajomości. Jednak mogę patrzeć, upajać się, podziwiać. 

- Marek, poznaj kobietę mojego serca, Marianne Ostańską.

Mam mdłości. Czuję jak krew odpływa mi z twarzy.

- Niezwykle mi miło, Zbyszku śmiem stwierdzenie, że obaj mamy najpiękniejsze kobiety za towarzyszki tego wieczoru. 

Jasiński spogląda na mnie i wiem, że mam do niego podejść. Adrenalina wpływa do moich żył, wściekłość buzuję wewnątrz, ale potulnie idę w kierunku szefa z wysoko uniesioną głową, starając się przybrać pozę słodziutkiej lolity. Jasiński otacza mnie ramieniem w tali, a ja mam ochotę odrąbać mu kończynę siekierą. 

- Tosiu, wszystko dobrze?

- Oczywiście, w najlepszym.

- Znasz pana Bartmana, a oto jego towarzyszka Marianna Ostańska.

Spoglądam na wysoką, szczupłą blondynkę, zdecydowanie jest modelką. Wygląda jak grecka bogini, złota sukienka odkrywa jej długie nogi, a głęboki dekolt ukazuje piersi, które niewątpliwie są dziełem chirurga plastycznego. Jest piękna, oszałamiająco piękna. Zdobywam się na uprzejmy uśmiech i kiwam jej głową na powitanie. W odpowiedzi przykleja się do boku Bartmana, niczym rzep, a ten bufon nawet nie obdarza mnie spojrzeniem.

- Miło mi państwa widzieć. 

- Chodźmy, już czas na rozpoczęcie tego wspaniałego wieczoru.

Udajemy się do wielkiej sali balowej, w której końcu ulokowany jest wielki ekran kinowy, a po drugiej stronie pięknie nakryte stoliki. Goście zajmują miejsca, patrzę na bilecik na moim talerzu 

Antonina Zofia Kosecka
(o.t Marek Jasiński)

Stolik jest sześcioosobowy, jestem bliska krzyczenia z frustracji, gdy dostrzegam, że miejsce obok mnie ma zająć piękna blondynka. Bądź silna! Bądź silna! 

- Panie i Panowie! Mam nadzieję, że to będzie niezapomniany wieczór! Życzę miłej zabawy i zapraszam do oglądania - ogłasza Jasiński przez mikrofon, w odpowiedzi słychać burzę oklasków.

Światła gasną. Cholera! Czuję jak żółć podchodzi mi do gardła. Wstaję pośpiesznie z miejsca, skupiając na sobie wzrok kilku gości. Wypadam na hol i pochylam się do przodu, trzymając się dłońmi za brzuch. Cholerny szampan. Biorę głęboki oddech, jeszcze gorzej. Patrzę na swoje odbicie w wielkim lustrze, artystycznie po wywijane kosmyki włosów spięte przy karku w koka wyglądają naprawdę ładnie, ale nijak to się ma w porównaniu do towarzyszki zielonookiego. Marszczę brwi, dlaczego się do niej porównuje? Naprawdę myślałam, że taki facet jak on nikogo nie ma? Idiotka! Głupia idiotka! Laski się za nim uganiają. Ma ich na pęczki. Burzę się. Po jaką cholerę zawracał mi głowę? Chciał się zabawić? Zobaczyć jak szybko ulegnę? Palant! Cholerny dupek! Niech się wypcha, swoją zajebistością. A ja się głupia przejęłam idiotycznym, ckliwym liścikiem! O święty Barnabo, daj mi siłę, abym przetrwałą ten wieczór i nie skoczyła mu do gardła. Za drzwiami słyszę gromkie oklaski, więc wnioskuję, ze prezentacja reklamy już się skończyła, jakiś męski głos, życzy gościom smacznego. Prostuję się, potrzebuję czegoś mocnego. Klepie się dłońmi po policzkach i wracam do stołu.

- Tosi wszystko w porządku? - pyta mój szef.

- Tak, lekkie kłopoty żołądkowe - uśmiecham się przepraszająco.

Słyszę jak blondynka szepczę coś do ucha zielonookiemu, a ten uśmiecha się tylko i kiwa głową. Szczebioczą między sobą jak dwa kanarki, bo się porzygam. Patrzę niepewnie na pierwsze danie stojące przede mną, jednak wybieram kieliszek białego wina i upijam sporego łyka, mhm pyszne. Skupiam się na smaku trunku i na tym jak przyjemnie rozgrzewa mi żołądek. Łyk za łykiem, kieliszek a kieliszkiem, toast za toastem i ani kęsa jedzenia. W głowie zaczyna mi szumieć, oho. Goście odchodzą od stołów i zaczynają wirować na parkiecie. Zerkam w tamtym kierunku, Bartman obejmuję modelkę w pasie, a ona drapię go po karku z czułością, cały czas rozmawiają, uśmiechają się do siebie i znakomicie się bawią. Czuję ukucie zazdrości i potrząsam głową, żeby odgonić dziwne myśli. Kolejne godziny mijają, a ja tańczę, śmieję się i piję w towarzystwie największych osobistości w branży. Od czasu do czasu czuję jak nadziani prezesi i biznesmeni bez skrępowania pozwalają sobie na zbyt wiele, ale alkohol zagłusza wszystkie myśli i nie zwracam zbytniej uwagi na to, gdzie wędrują ich ręce. W końcu czuję się poważnie wstawiona i udaję się do toalety. Boże jest mi tak cholernie niedobrze. Opieram się dłońmi o brzegi umywalki i próbuję uspokoić żołądek. Nagle ktoś przyciska mnie do zimnych kremowych płytek, przerażona chcę krzyczeć, ale sina dłoń zakrywa mi usta. Patrze na swojego oprawcę i zamieram. Zielone tęczówki wpatrują się we mnie ze złością. Serce wali mi jak oszalałe. Pochyla się w stronę mojego ucha i przygryza małżowinę, jęk więźnie mi w gardle.

- Nie baw się w dziwkę - warczy.

To gorsze niż policzek. Sukinsyn. Próbuję go odepchnąć, jednak na próżno. Góruję nade mną wzrostem, nawet gdy mam niebotycznie wysokie szpilki. Wkurzona gryzę go z całej siły w dłoń, która zasłania mi usta, syczy i przemieszcza dłoń na moje gardło zaciskając ją. Przerażona zaczynam wierzgać.

- Spierdalaj!

Krzyczę.

- Cicho - warczy - nie każ mi Cię uciszać.

- Jesteś chor..

Nie daje mi dokończyć, bo wpycha mi język do ust i zaczyna dziko całować. Pocałunek jest namiętny, ale go nie odwzajemniam, stoję i nie wykonuję absolutnie żadnego ruchu. Za to on wyraża w pocałunku wszystko; desperacje, potrzebę kontroli, pożądanie. Upajam się jego smakiem, jego wonią. Łapie mnie za pośladki, przyciskając jednocześnie biodra do moich, pokazując jaki jest napalony. Chcę wykrzesać ze mnie to samo co on daje mi, jednak ja nie reaguję. Warczy z niezadowolenia i podciąga mi sukienkę, aby móc przycisnąć palce do mojego wzgórka łonowego. Sztywnieje, przerażona myślą jak daleko może się posunąć. Wpycha mi kolano między uda, rozchylając je i zanurza palce w koronkowe stringi. O Chryste.

- Nie - jęczę, gdy odnajduję palcami łechtaczkę i zaczyna ją drażnić - proszę nie.

Nie zważając na moje protesty, wsuwa we mnie dwa palce, a kciukiem wciąż drażni maleńki guziczek. Wstrzymuje oddech, obezwładniona natłokiem doznań. Boże jak dobrze. Wychodzę biodrami na spotkanie jego nieustępliwym palcom, które wprawnie zginają się i dotykają najczulszego punktu wewnątrz mnie. Moja pochwa zaciska się bezwstydnie na jego palcach, dając mu niemą pochwałę jego umiejętności. Walę potylicą w ścianę, by otrząsnąć się z amoku. Nie mogę, nie mogę, nie mogę. Broda zaczyna mi się trząść, a z oczu tryskają łzy.

- No dalej - warczy brunet, jeszcze bardziej zwiększając nacisk na łechtaczkę.

Zbyt wiele, to zbyt wiele. Wyrywa mi się szloch. Dłoń w mojej bieliźnie nieruchomieję, a zielone tęczówki wpatrują się we mnie zdziwione. W końcu zabiera rękę z mojej kobiecości i odsuwa się ode mnie.

- Anto...

- Zostaw.

Szlocham wychodząc z łazienki i kierując się w kierunku wind. Chwilę później leżę na łóżku w jednym z apartamentów dla gości i płaczę w poduszkę, przeklinając w myślach samą siebie.

*

Ponownie leżę na brudnym materacu, kolejny raz czuję ten cholerny smród potu, papierosów i spermy. Podnoszę głowę i widzę go siedzącego w zielonym fotelu naprzeciw mnie, masturbując się. Zaciskam powieki nie chcąc na to patrzeć. Dłonie mam związane za plecami, a każdą z nóg przywiązaną do drewnianej poręczy. Słyszę skrzypienie łóżka, gdy lokuje się między moimi nogami i zaczyna ugniatać moje pośladki.

- Tosieńko czas na zabawę - mruczy wciskając pierwsze centymetry kutasa w mój odbyt. Ból jest nie do wytrzymania. Zagryzam wargi, żeby nie wyrwał mi się krzyk.

- Oj uwielbiam Twój tyłeczek kochanie. Powiedź mi jak bardzo mnie kochasz?

Mijają sekundy, a ja nie odpowiadam. Klaps, jeden, drugi każdy coraz silniejszy.

- Odpowiedź mi kurwo! - krzyczy, coraz szybciej poruszając biodrami.

Nie odpowiadam. Czuję jak coś zaciska mi się na szyi, przerażona próbuję zaczerpnąć powietrza, daremnie. Boże to chyba kabel od przedłużacza. Więzy zaciskają się jeszcze mocniej.

- Bar..dzo - chrypię walcząc o oddech i już wiem, że to koniec..

*

Budzi mnie walenie w drzwi. Jestem zlana potem, włosy mam poczochrane, nawet nie zdjęłam sukni. Leżę próbując złapać oddech. Drzwi się otwierają, a w nich staję Bartman, podchodzi do łóżka, pada na kolana i patrząc w dół szepczę.

- Przepraszam, tak bardzo Cię przepraszam.

O KURWA!

*

"Znów przecieram oczy, po czym dotyk przemocy broczy serce w niemocy tych nocy"


*

Proszę piszcie w komentarzach co Wam się podoba, a co nie. 





środa, 18 czerwca 2014

sei

Następny dzień był absolutnie do bani. Najpierw o mało nie zabiłam się wychodząc spod prysznica, ostatkiem sił uratowałam swoje pośladki przed upadkiem chwytając się pralki. O dwunastej odebrałam telefon z przychodni, że moja wizyta została przełożona na piątek, czyli za dwa dni. Byłam całkowicie pewna, że do tego czasu albo przedawkuję kofeinę lub w ostatecznej desperacje wejdę pod jeden z rzeszowskich autobusów. I gdy już myślałam, że Ozyrys zesłał na mnie wszystkie plagi Egipskie, zastając na moim biurku trzy stosy dokumentów i faktur odzianych w różnokolorowe teczki, byłam w ogromnym błędzie. Ekspres do kawy wykitował, mszcząc się na mnie za jego zbytnią eksploatację co dnia. Jednak apogeum mojej irytacji nastąpił, gdy system padł, przez co nie mogłam wprowadzić żadnych danych do komputera. Świetnie! Po prostu świetnie!

- Tosia chcesz coś do jedzenia? - krzyknął Tomek stojąc w drzwiach do działu księgowości.

- Dałabym wszystko za wielki kubek kawy i batonika energetycznego!

- Nie ma sprawy - puszcza mi oczko i wychodzi.

Lubię go. To jeden z tych typów facetów, z którym mam mnóstwo tematów do rozmowy, rozwala mnie na łopatki swoim poczuciem humoru i tym jak potrafi perfidnie wykorzystywać swoją urodę na przykład do uzyskania kawy w Coffee Heaven bez kolejki, typ słodkiego, przystojniaka o oczach jak czarnych jak węgiel, wycieniowanymi włosami nad uszami i zdecydowanie przydługą grzywką oraz ciepłym uśmiechem. Niegdyś nawet myślałam nad tym żeby spiknąć ich z Krysią, ale znając charakter rudowłosej szybko by jej się znudziła zabawa w randki. 
O mało nie spadam z krzesła słysząc pukanie do drzwi.

-Proszę!

Tym razem niemal czuję jak oczy wychodzą mi z orbit na widok Bartmana. Wchodzi nonszalancko, zamykając za sobą drzwi.

- Co... co ty tu.. robisz? - dukam.

- Pięknie wyglądasz - pożera mnie wzrokiem od góry do dołu, a ja instynktownie kieruję wzrok ku drzwiom oceniając szanse ucieczki. Cholera są zerowe. Niech to szlak. W oczach stają mi łzy. Podchodzi do mnie i przylega do moich pleców, a od jego klatki piersiowej bucha przyjemne ciepło. Jego zapach omamia mnie swą wonią i przez moment jestem uwięziona w tej ferii doznań. Pachnie oszałamiająco, drogie perfumy mile pieszczą moje nozdrza, nie były zbyt mocne, dzięki temu mogę wyczuć lekko cytrusową woń z mieszanką czegoś, być może piżmu. Biorę głęboki wdech i aż kręci mi się w głowie.

- Dlaczego to robisz? - szepczę.

- Co takiego? - mruczy tuż przy moim uchu, pieszcząc oddechem delikatną skórę na szyi, która momentalnie pokryła się gęsią skórką.

- Osaczasz mnie.

Silne ramiona zacisnęły się jeszcze mocniej, przez co niemal uniemożliwił mi oddychanie.

- Pragnę Cię, pragnę tak mocno, że to aż boli. 

Po mych policzkach spłynęły słone łzy, a z gardła wydobył się szloch. Odwrócił mnie do siebie twarzą, po czym ułożył olbrzymie dłonie po obu stronach mojej szyi, kciukami unosząc brodę.  Zielone oczy błądziły po mojej twarzy, jakby czegoś szukały. W końcu utkwił spojrzenie w moich ustach, oblizał dolną wargę koniuszkiem języka, a ja wstrzymałam oddech. Opuścił usta na moje. Poczułam jakby, ktoś włączył jakieś pole magnetyczne, które z całych sił popychało mnie w ramiona bruneta. Staliśmy nieruchomo, a jedyne co czułam to ciepło i miękkość jego idealnie skrojonych warg oraz dotyk dłoni na szyi. Potrzebowałam więcej, chciałam poczuć go wszędzie, więc przylgnęłam do niego całym ciałem, a dłonie ulokowałam po jego bokach tuż pod żebrami. Lekki niczym muśnięcie piórem pocałunek, spowodował, że rozchyliłam wargi w oczekiwaniu na więcej. Wydawało mi się, że każdy jego ruch sprawia, że moja skóra zaczyna piec. Jego język wdziera się do wnętrza mych ust, namiętne, pełne pasji liźnięcia przyprawiają mnie o drżenie w podbrzuszu. Smakuje pastą do zębów i sokiem grejpfrutowym. Pogłębia pieszczotę, władczo, wręcz brutalnie zaciskając pięść w moich rozczochranych włosach. Pożeramy się wzajemnie, pragnąc oddać i czerpać pierwotną przyjemność. Przebłysk zdrowego rozsądku sprawił, że odsuwam głowę w bok przerywając tę chwilową słabość. Zbyszek przytula się szorstkim policzkiem do mojego i potarł go delikatnie, przymknęłam oczy. Tak dużo zwyczajnej przyjemności daje mi jego dotyk.

- Czujesz to. Wiem, że Ty także czujesz to co jest między nami. To przyciąganie - wewnętrzna część dłoni przejechała wzdłuż moich pleców - tą potrzebę. Powiedź mi, że pragniesz mnie równie mocno jak ja Ciebie.

- To nic nie znaczy.

Głos miałam słaby, jakby zrezygnowany.

- Znaczy, dla mnie znaczy dużo, o wiele za dużo.

Wzdycham wiem, że nie odpuści. 

- Nic z tego nie będzie. Zrozum to wreszcie.

- Skąd możesz to wiedzieć? 

- Idź już - szepczę.

- Pocałuj mnie. 

- Zbyszek...

-Daj mi choć tyle.. 

Zadzieram głowę i patrzę na niego zdziwiona. Czyżby odpuszczał? 
Ujmuję jego twarz w dłonie i stapiam nasze wargi w krótkim muśnięciu.
Spoglądam na niego, stykamy się czołami, ma zaciśnięte oczy i oddycha głęboko. Zabiera moje dłonie z policzków i całuje w paliczki, podnosi powieki. Ukazując przygaszone zielone tęczówki.

- Dziękuję - szepczę, po czym odwraca się i wychodzi.

Zakrywam usta dłonią, żeby stłumić szloch. 


Wracam do domu i czuję się jak wrak człowieka. Rozpaczliwie potrzebuję snu, zamiast tego przeglądam listy wyjęte ze skrzynki. Rachunki, czynsz, rachunki, rachunki... Moją uwagę przykuwa koperta w kolorze ecri z odręcznie napisanym imieniem, co więcej z moim imieniem. Rozdzieram ją w pośpiechu i przebiegam wzrokiem po kartce.




Antonino, przepraszam.
Za wszystko.
Pozwoliłaś mi na chwilę zapomnieć.
I uwierzyć.
Żegnaj, Il mio fiorie lilla.





Wpatruję się w kartkę, czując w gardle wielką gulę. Przyciskam list do piersi i pozwalam płynąć łzom.
"Il mio fiorie lilla" 
Ciekawe co to znaczy, zastanawiam się tuż przed tym, gdy ciężkie powieki opadają i zapadam w upragniony sen.

*

"[...] czuje dreszcze i marzne, czuje sercem mą pasję jak spalonych kwiatów zapach tak czuję, że gasnę."

*


"Il mio fiorie lilla" - Mój kwiecie bzu.

Bez - symbolizuje niepowtarzalność i wyjątkowość, niewinność, czystość uczuć, myśl o bliskiej osobie,  burzliwą i gorącą miłość - wydawać by się mogło, że wieczną.

Zdziwione?



wtorek, 6 maja 2014

cinque


- Chcę Cię przelecieć.

Na wspomnienie tych słów, wylewam dopiero co zrobioną kawę na stos dokumentów piętrzących się na moim biurku i klnę w myślach. Wszystko dziś dosłownie leciało mi z rąk. Szybko zabrałam się za sprzątanie rozlanej nieumyślnie cieczy. Nadal miałam kiepski humor po przedwczorajszym spotkaniu. Co dziwne nawet Krysia po tym jak zdałam jej telefoniczną relację, wielce oburzonym tonem krzyknęła 

- CO ZA PALANT!

Niestety epitet mało dosadnie opisywał to co w tamtej chwili kłębiło się w mojej głowie. Westchnęłam zrezygnowana skończywszy wycierać blat. Nawet zjedzenie ciągutek z czekoladowym nadzieniem nie wpłynęło na koszmarne samopoczucie. Nagły dźwięk telefonu sprawił, że aż podskoczyłam na obrotowym krześle. 

- Graphics Imagination of the Future, słucham?

- Tosiu pozwól do mnie - prezes Jasiński ma dobrym humor, pomyślałam.

- Oczywiście.

Spięłam się rozmyślając czy chodzi o jakiś błąd w dokumentacji, za którą ostatnio byłam odpowiedzialna. Wspięłam się po ultranowoczesnych schodach, po czym zapukałam leciutko w matowe drzwi do gabinetu, który okazał się zamknięty. Ściągnęłam brwi, może chodziło mu o konferencyjną? Zerkam w tamtym kierunku i zamieram na moment, sala pęka w szwach. Za przeszkloną szybą dostrzegłam cały sztab grafików, fotografów, operatorów kamer oraz montażystów zasiadających po obu stronach długiego stołu. Pchnęłam lekko drzwi, skupiając na sobie spojrzenia wszystkich. 

- Dzień dobry.

Prezes odziany w szary garnitur, jasnoniebieską koszulę podpiętą pod samą szyją posłał w moim kierunku zabójczy uśmiech, po czym drzwi ponownie się otworzyły, więc odruchowo odsunęłam się z drogi.

- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie. 

Na dźwięk tego głosu, ziemia się pode mną osunęła i wydaje mi się, że zaraz zemdleje. To sen, to nie może być on! Jakim cudem tutaj? Boże, za jakie grzechy? 

- Ależ jest pan punktualnie - twarz Jasińskiego rozbłysła niczym iluminacja na Time Squaer - Panie i panowie, przedstawiam Wam nowego ambasadora marki Calvina Kleina w Polsce, Zbigniewa Bartmana. 

Zerkam przez ramię, o Boże. Jak można tak dobrze wyglądać, a zarazem być takim zbereźnikiem? Można by go wkleić na łamy jednego z tych odjechanych magazynów mody męskiej. Jasne spodnie, tak idealnie kontrastowały z granatową marynarką i koszulką z nieco głębokim wcięciem w serek w odcieniu jego oczu. Chryste. Co z tego, że ma tak cudowne opakowanie, skoro wewnątrz ma cholernie pogmatwaną psychikę? Krzywię się, sama też mam pogmatwaną psychikę. Pomieszczenie wypełnił niesamowity magnetyzm bijący od jego ciała, który skupia na sobie wzrok wszystkich. Zauważam, że kobiety siedzące przy stole przybrały rozanielony wyrazu twarzy, to pocieszające, że nie tylko ja reagowałam na niego tak irracjonalnie. 

- Witam wszystkich - mówi swobodnie, a ja modlę się w duchu, abym nadal pozostała niezauważona.

- Tosiu chciałbym, abyś została z nami do końca spotkania.

Mam ochotę walnąć mojego pracodawcę czymś naprawdę ciężkim. Chcę już wypalić, że pilne sprawy na mnie czekają, ale zamiast tego z wbitym w podłogę spojrzeniem, podążam do przeciwległego szczytu stołu. 

- Tośka jesteś strasznie blada - stwierdza Tomek, jeden z  fotografów podając mi butelkę wody, którą przyjmuję z wdzięcznością.

Krzesło obok skrzypi, a moje ciało pokrywa się gęsią skórką. Zapada absolutna ciemność, a na wielkim ekranie pojawia się prezentacja zatytułowana "Nieokiełznany, mroczny, enigmatyczny, luksusowy męski szyk". Siedzę jak na szpilkach, wpatrując się w trzymaną w dłoniach buteleczkę. Czuję jak ciepła dłoń chwyta moje udo, zaskoczona ledwie powstrzymuję okrzyk. Zetknięcie z jego skórą aż boli.

- Tęskniłem - aksamitny szept sprawia, że mięsień w dole brzucha zaciska się. Zerkam z przestrachem po twarzach, jednak wszyscy skupieni są na ekranie. 

Palce rozdziawiają się i mocno wbijają w skórę, jakby chcąc pochwycić większy obszar. Jestem jak sparaliżowana, a małe kółeczka, które zatacza kciukiem przez resztę prezentacji sprawiają, że na moją twarz wypływa rumieniec. Złość, zdziwienie, niesmak i pożądanie mieszają się. Ucisk w piersi zwiększa się i po raz kolejny podejrzewam, że zasłabnę tym razem z nadmiaru wrażeń. Skoro jego dłoń na moim udzie tak mnie rozpala, to co by było gdyby...  Zgrzytam zębami, do diabła z tymi myślami! Światła się zapalają, oddycham z ulgą uwolniona od jego dotyku. Jeszcze przez dłuższą chwilę trwają rozmowy i dyskusje. W końcu biorąc przykład z innych podrywam się gotowa do ucieczki.

- Tosiu moja droga, czy byłabyś tak miła i dotrzymała towarzystwa naszemu gościu dopóki nie wrócę? - krzywię się, co to ma kurde być?


Jasiński wpatruje się we mnie oczekując odpowiedzi, więc przytakuję, na znak zgody. Sala konferencyjna pustoszeje, co dostrzegam z wielkim niezadowoleniem. Znowu sam na sam z tym zboczeńcem, opieram się plecami o ścianę obok wyjścia, mając ewentualną drogę ucieczki. Przymykam oczy, kolejna nieprzespana noc daje mi się we znaki, że też proszki nasenne muszą być na receptę, a kolejki do specjalistów niebotycznie długie.


- Nie wyglądasz najlepiej.


Ignoruje go. Nie mam zamiaru nawiązywać z nim jakiegokolwiek dialogu.


- Dobrze się czujesz?


Czułabym się lepiej, gdybyś opuścił ten budynek, myślę.


- Te sińce pod oczami nie wyglądają dobrze.


Co za spostrzegawczość, śmieje się moja podświadomość. 


- Źle sypiasz?


Boże!


- Nie Pańska sprawa! - warczę poirytowana, nadal mając zamknięte powieki.


- Owszem nie moja, cóż po prostu chciałem być miły.


Zrezygnowana otwieram oczy. Opiera się o stół, dokładnie naprzeciw mnie ze skrzyżowanymi nogami w kostkach i założonymi na torsie ramionami, lewy rękaw podciągnął się lekko ukazując skrywanego pod rękawem czarno-srebrnego Rolex'a. Dostrzegam również, że na nosie ma okulary. Wygląda w nich niezwykle pociągająco, idealne oprawki pasują do mocnych rysów twarzy. 


- Przepraszam - wypala, mrugam gwałtownie, przez moment zastanawiając się czy, aby na pewno się nie przesłyszałam - za to co powiedziałem podczas kolacji. 


Przyglądam się jego twarzy, nie wygląda na skruszonego.


- Przeprosiny powinny być szczere.


Łapiemy się wzrokiem, przez co przeszywa mnie dreszcz. Unosi leciutko jeden kącik ust ku górze.


- Antonino, takie właśnie są.


Nieprawda do cholery! Wrzeszczę w myślach.


- Nie.


 Zrywa się na równe nogi, w tym samym momencie, w którym Jasiński wchodzi do pomieszczenia. Mamroczę coś na pożegnanie, zbiegam na dół chwytam torebkę i jak najszybciej opuszczam budynek Graphics Imagination of the Future.



- O kurwa.

Podsumowuje Krysia, po czym wpycha sobie garść popcornu do ust. Siedząc na kanapie, pod puchową kołdrą, topimy troski w misce prażonej kukurydzy, w towarzystwie samego Georga Clooney'a widniejącego na ekranie plazmy. Jestem wycieńczona, nie spałam od dobrych trzech dni, więc nawet hektolitry kofeiny nie pomagały w pokonaniu senności i otępienia. Przymknęłam powieki.

- Tośka telefon! Ogłuchłaś?

Krzyk wyrwał mnie z odrętwienia. Kurczę, to pewnie szef, wyszłam z pracy od tak, bez żadnego wytłumaczenia. 

- Tak, słucham?

- Obudziłem Cię? 

Otwieram usta, po czym je zamykam. Jakim cudem zdobył mój numer?!

- Idź do diabła!

- Już tam byłem..

*

"Masz oczy gorzkie jak prawda, w barwach słonych jak deszcz,
gdy powietrze skrapla treść moich opowiadań"