Blog zawiera treści erotyczne, wulgaryzmy, cielesność w mocnym, czasem brutalnym i gorszącym wydaniu. Sceny erotyczne opisywane bez cenzury. Wszystkie osoby poniżej osiemnastego roku życia czytają to na własną odpowiedzialność!

wtorek, 6 maja 2014

cinque


- Chcę Cię przelecieć.

Na wspomnienie tych słów, wylewam dopiero co zrobioną kawę na stos dokumentów piętrzących się na moim biurku i klnę w myślach. Wszystko dziś dosłownie leciało mi z rąk. Szybko zabrałam się za sprzątanie rozlanej nieumyślnie cieczy. Nadal miałam kiepski humor po przedwczorajszym spotkaniu. Co dziwne nawet Krysia po tym jak zdałam jej telefoniczną relację, wielce oburzonym tonem krzyknęła 

- CO ZA PALANT!

Niestety epitet mało dosadnie opisywał to co w tamtej chwili kłębiło się w mojej głowie. Westchnęłam zrezygnowana skończywszy wycierać blat. Nawet zjedzenie ciągutek z czekoladowym nadzieniem nie wpłynęło na koszmarne samopoczucie. Nagły dźwięk telefonu sprawił, że aż podskoczyłam na obrotowym krześle. 

- Graphics Imagination of the Future, słucham?

- Tosiu pozwól do mnie - prezes Jasiński ma dobrym humor, pomyślałam.

- Oczywiście.

Spięłam się rozmyślając czy chodzi o jakiś błąd w dokumentacji, za którą ostatnio byłam odpowiedzialna. Wspięłam się po ultranowoczesnych schodach, po czym zapukałam leciutko w matowe drzwi do gabinetu, który okazał się zamknięty. Ściągnęłam brwi, może chodziło mu o konferencyjną? Zerkam w tamtym kierunku i zamieram na moment, sala pęka w szwach. Za przeszkloną szybą dostrzegłam cały sztab grafików, fotografów, operatorów kamer oraz montażystów zasiadających po obu stronach długiego stołu. Pchnęłam lekko drzwi, skupiając na sobie spojrzenia wszystkich. 

- Dzień dobry.

Prezes odziany w szary garnitur, jasnoniebieską koszulę podpiętą pod samą szyją posłał w moim kierunku zabójczy uśmiech, po czym drzwi ponownie się otworzyły, więc odruchowo odsunęłam się z drogi.

- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie. 

Na dźwięk tego głosu, ziemia się pode mną osunęła i wydaje mi się, że zaraz zemdleje. To sen, to nie może być on! Jakim cudem tutaj? Boże, za jakie grzechy? 

- Ależ jest pan punktualnie - twarz Jasińskiego rozbłysła niczym iluminacja na Time Squaer - Panie i panowie, przedstawiam Wam nowego ambasadora marki Calvina Kleina w Polsce, Zbigniewa Bartmana. 

Zerkam przez ramię, o Boże. Jak można tak dobrze wyglądać, a zarazem być takim zbereźnikiem? Można by go wkleić na łamy jednego z tych odjechanych magazynów mody męskiej. Jasne spodnie, tak idealnie kontrastowały z granatową marynarką i koszulką z nieco głębokim wcięciem w serek w odcieniu jego oczu. Chryste. Co z tego, że ma tak cudowne opakowanie, skoro wewnątrz ma cholernie pogmatwaną psychikę? Krzywię się, sama też mam pogmatwaną psychikę. Pomieszczenie wypełnił niesamowity magnetyzm bijący od jego ciała, który skupia na sobie wzrok wszystkich. Zauważam, że kobiety siedzące przy stole przybrały rozanielony wyrazu twarzy, to pocieszające, że nie tylko ja reagowałam na niego tak irracjonalnie. 

- Witam wszystkich - mówi swobodnie, a ja modlę się w duchu, abym nadal pozostała niezauważona.

- Tosiu chciałbym, abyś została z nami do końca spotkania.

Mam ochotę walnąć mojego pracodawcę czymś naprawdę ciężkim. Chcę już wypalić, że pilne sprawy na mnie czekają, ale zamiast tego z wbitym w podłogę spojrzeniem, podążam do przeciwległego szczytu stołu. 

- Tośka jesteś strasznie blada - stwierdza Tomek, jeden z  fotografów podając mi butelkę wody, którą przyjmuję z wdzięcznością.

Krzesło obok skrzypi, a moje ciało pokrywa się gęsią skórką. Zapada absolutna ciemność, a na wielkim ekranie pojawia się prezentacja zatytułowana "Nieokiełznany, mroczny, enigmatyczny, luksusowy męski szyk". Siedzę jak na szpilkach, wpatrując się w trzymaną w dłoniach buteleczkę. Czuję jak ciepła dłoń chwyta moje udo, zaskoczona ledwie powstrzymuję okrzyk. Zetknięcie z jego skórą aż boli.

- Tęskniłem - aksamitny szept sprawia, że mięsień w dole brzucha zaciska się. Zerkam z przestrachem po twarzach, jednak wszyscy skupieni są na ekranie. 

Palce rozdziawiają się i mocno wbijają w skórę, jakby chcąc pochwycić większy obszar. Jestem jak sparaliżowana, a małe kółeczka, które zatacza kciukiem przez resztę prezentacji sprawiają, że na moją twarz wypływa rumieniec. Złość, zdziwienie, niesmak i pożądanie mieszają się. Ucisk w piersi zwiększa się i po raz kolejny podejrzewam, że zasłabnę tym razem z nadmiaru wrażeń. Skoro jego dłoń na moim udzie tak mnie rozpala, to co by było gdyby...  Zgrzytam zębami, do diabła z tymi myślami! Światła się zapalają, oddycham z ulgą uwolniona od jego dotyku. Jeszcze przez dłuższą chwilę trwają rozmowy i dyskusje. W końcu biorąc przykład z innych podrywam się gotowa do ucieczki.

- Tosiu moja droga, czy byłabyś tak miła i dotrzymała towarzystwa naszemu gościu dopóki nie wrócę? - krzywię się, co to ma kurde być?


Jasiński wpatruje się we mnie oczekując odpowiedzi, więc przytakuję, na znak zgody. Sala konferencyjna pustoszeje, co dostrzegam z wielkim niezadowoleniem. Znowu sam na sam z tym zboczeńcem, opieram się plecami o ścianę obok wyjścia, mając ewentualną drogę ucieczki. Przymykam oczy, kolejna nieprzespana noc daje mi się we znaki, że też proszki nasenne muszą być na receptę, a kolejki do specjalistów niebotycznie długie.


- Nie wyglądasz najlepiej.


Ignoruje go. Nie mam zamiaru nawiązywać z nim jakiegokolwiek dialogu.


- Dobrze się czujesz?


Czułabym się lepiej, gdybyś opuścił ten budynek, myślę.


- Te sińce pod oczami nie wyglądają dobrze.


Co za spostrzegawczość, śmieje się moja podświadomość. 


- Źle sypiasz?


Boże!


- Nie Pańska sprawa! - warczę poirytowana, nadal mając zamknięte powieki.


- Owszem nie moja, cóż po prostu chciałem być miły.


Zrezygnowana otwieram oczy. Opiera się o stół, dokładnie naprzeciw mnie ze skrzyżowanymi nogami w kostkach i założonymi na torsie ramionami, lewy rękaw podciągnął się lekko ukazując skrywanego pod rękawem czarno-srebrnego Rolex'a. Dostrzegam również, że na nosie ma okulary. Wygląda w nich niezwykle pociągająco, idealne oprawki pasują do mocnych rysów twarzy. 


- Przepraszam - wypala, mrugam gwałtownie, przez moment zastanawiając się czy, aby na pewno się nie przesłyszałam - za to co powiedziałem podczas kolacji. 


Przyglądam się jego twarzy, nie wygląda na skruszonego.


- Przeprosiny powinny być szczere.


Łapiemy się wzrokiem, przez co przeszywa mnie dreszcz. Unosi leciutko jeden kącik ust ku górze.


- Antonino, takie właśnie są.


Nieprawda do cholery! Wrzeszczę w myślach.


- Nie.


 Zrywa się na równe nogi, w tym samym momencie, w którym Jasiński wchodzi do pomieszczenia. Mamroczę coś na pożegnanie, zbiegam na dół chwytam torebkę i jak najszybciej opuszczam budynek Graphics Imagination of the Future.



- O kurwa.

Podsumowuje Krysia, po czym wpycha sobie garść popcornu do ust. Siedząc na kanapie, pod puchową kołdrą, topimy troski w misce prażonej kukurydzy, w towarzystwie samego Georga Clooney'a widniejącego na ekranie plazmy. Jestem wycieńczona, nie spałam od dobrych trzech dni, więc nawet hektolitry kofeiny nie pomagały w pokonaniu senności i otępienia. Przymknęłam powieki.

- Tośka telefon! Ogłuchłaś?

Krzyk wyrwał mnie z odrętwienia. Kurczę, to pewnie szef, wyszłam z pracy od tak, bez żadnego wytłumaczenia. 

- Tak, słucham?

- Obudziłem Cię? 

Otwieram usta, po czym je zamykam. Jakim cudem zdobył mój numer?!

- Idź do diabła!

- Już tam byłem..

*

"Masz oczy gorzkie jak prawda, w barwach słonych jak deszcz,
gdy powietrze skrapla treść moich opowiadań"

piątek, 2 maja 2014

quattro


Spojrzałam na swoje odbicie w dużym lustrze w sypialni. Nie jest źle.

- Wyglądasz jakbyś szła na stypę.

Spojrzałam na leżącą w poprzek łóżka Krysie, której twarz wykrzywiał niezadowolony grymas. Jeszcze raz zerknęłam w lustro, cholera ma rację. Westchnęłam zrezygnowana i zrzuciłam czarną marynarkę z ramion na sporą kupkę ubrań leżących na podłodze.

- Dobra nie idę.

- O nie, nie, nie, nie! Nie ma mowy! To twoja pierwsza randka odkąd.. - podniosłam dłoń, aby przestała.

- To nie jest randka, to jedynie zwykła kolacja.

- Kolacja zakończona seksem na tylnym siedzeniu samochodu - zachichotała tuląc do siebie puchatą zieloną poduszkę. 

- Jesteś obrzydliwa! - prychnęłam, próbując powstrzymać śmiech.

Krysia wiedziała czego chcę od życia, od facetów, od samej siebie i zawsze to dostawała. Była cholernie pewna siebie, czego zazdrościłam jej od niepamiętnych czasów.

- Załóż tę kieckę, którą ci kiedyś kupiłam.

Zmarszczyłam czoło. Owa kiecka, była grafitowa, rozkloszowana, sięgająca nieco ponad kolana, z długim rękawem i z zabudowanym dekoltem - nudna, dopóki nie zobaczyło się jej pleców, a raczej ich braku.

- Nie! Będę wyglądać w niej... - szukałam odpowiedniego słowa.

Jak dziwka? Podpowiedziała mi podświadomość z chytrym uśmiechem.

- Seksownie! - wykrzyknęła rudowłosa, zrywając się z łóżka i odszukując odpowiednie kartonowe pudło, nadal owinięte czerwoną kokardą z przyczepioną do niej ozdobną kartką, na której widniała liczba dwadzieścia dwa.

- Kiedyś cie zabiję - wyjęczałam.

 *
Dziewiętnasta wybiła zdecydowanie zbyt szybko. Próbowałam uspokoić przyspieszony oddech, gdy pokonywałam kolejne stopnie schodów. Brzuch bolał mnie bardziej niż przed maturą. Tak, tylko spokojnie, nie panikuj, oddychaj i nie zemdlej, ani się nie przewróć do diaska! Że też ta rudowłosa wiedźma zmusiła mnie do założenia tych szczudeł, zabiję się na nich jak nic! Na wszelki wypadek mocniej chwyciłam barierkę. Zaraz zwymiotuję. 

Uspokój się kretynko!

Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z klatki schodowej. 
Stał ze skrzyżowanym na piersi ramionami, opierając się plecami o drzwi od strony pasażera i wwiercając we mnie zielone tęczówki. Ubrany w luźne powycierane jeansowe spodnie z dziurami, które dodawały mu łobuzerskiego charakteru i tak seksownie opinały się na jego udach, szary t-shirt z emblematem Luisa Vuitton ulokowanym po prawej stornie klatki piersiowej, który wystawał spod skórzanej kurtki. Zaschło mi w ustach z wrażenia. Uśmiechnął się łobuzersko, a ja odetchnęła z ulgą, że jest w dobrym humorze. Całe jego ciało krzyczało "upajaj się tym widokiem mała". Miałam ochotę odwrócić się i sprawdzić czy Krysia właśnie nie walczy z silnym ślinotokiem, przyklejając twarz do kuchennego okna, ogarnięta desperacką chęcią, aby na nią spojrzał, jednak miałam szczerą nadzieję, że tego nie robi.

- Witaj - jego wibrujący baryton sprawił, że coś ścisnęło mi gardło.. 
Odpowiedziałam bladym uśmiechem. Gdy wślizgiwałam się do samochodu, usłyszałam jak z świstem złapał powietrze. Zaczerwieniłam się na myśl, że to moje nagie plecy wywołały w nim taką reakcję. Całą drogę pokonaliśmy w milczeniu, siedziałam cała spięta, co jakiś czas poprawiając szary materiał sukienki na kolanach. 

Gdy zobaczyłam fasadę restauracji, podziękowałam w duchu Krysi za to, że wcisnęła mnie w tą kieckę. Obawiam się, że w innym wypadku by mnie tam nie wpuszczono. Wnętrze było przytłaczające, marmurowa podłoga wypolerowana tak mocno, że niemal można było zobaczyć w niej własne odbicie. Szeroki hol, obłożony drewnem i przyozdobiony monstrualnymi lustrami w masywnych pozłacanych ramach. Bogactwo, w którym opływało to miejsce na moment wprawiło mnie w niemy podziw. Skierowano nas do drzwi po prawej stronie holu. Nasz stolik był trochę na uboczu, zapewniając prywatność i swobodę rozmowy, bez potrzeby ściszania głosu.
Zerknęłam na Zbyszka zachodząc w głowę, czy to wszystko aby na pewno dzieję się na prawdę. Miałam okropne wrażenie, że tu nie pasuję.

- Na co masz ochotę? - zapytał nawet na mnie nie spoglądając, zbyt zajęty studiowaniem karty dań. 

- Coś lekkiego - wypaliłam bez namysłu - najlepiej zupę krem.

Niezauważalnie skiną głową i przywołał kelnera. Krem z suszonych pomidorów pachniał nieziemsko, a smakował jeszcze lepiej.

- Odpowiesz w końcu na moje pytanie? - wymamrotałam już trochę zniecierpliwiona, wycierając usta lnianą chusteczką.

- Spotykasz się z kimś?

Ostre spojrzenie zielonych tęczówek przeszyło mnie na wskroś. Zaszokowana przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej, niemal zapominając o czymś takim jak oddychanie. Na pewno się przesłyszałam.

- Słucham? 

- Pytam czy ktoś Cię rżnie.

Zamrugałam gwałtownie, zaciskając dłoń na lnianej chustce, zaszokowana jego ordynarnym sposobem mówienia.

- Nie widzę powodu, aby miało  Cię to interesować - wycedziłam, zaszokowana tonem mojego głosu. Czułam jak dolna warga zaczyna mi się trząść.

- Owszem jest, bo chcę Cię przelecieć - powiedział to tonem tak protekcjonalnym, że mimowolnie się wzdrygnęłam.

Rzuciłam chustkę na stół, po czym wyciągnęłam banknot stu złotowy z torebki. Dźwignęłam się na nogi, kładąc go na środku stołu.

- To za kolacje, mam na dzieję, że wystarczy. My nie mamy już o czym rozmawiać, do widzenia! 

Zdążyłam zauważyć jak zaciska mięśnie szczęki i lekko marszczy brwi.

*
"[...] pod zamkniętą powieką nadal tłamszę w sobie ból..
Poniekąd.."