Naleśnik jest już zimny, poza tym nawet nie mam ochoty na niego patrzeć. Piję herbatę, która swoją drogą jest zdecydowanie zbyt słodka, bleh. Zrezygnowana odstawiam filiżankę na spodeczek i splatam palce na stolę. Zbyszek je niewzruszony, w swobodnej pozie, sprawdzając coś na wyświetlaczu czarnego IPhona.
- Nie jesz – wytyka mi groźnym tonem.
Powstrzymuje się od wywrócenia oczami, jaki ten człowiek jest denerwujący. Mruży gniewnie oczy, omiotając mnie spojrzeniem - oh nawet podczas tego procederu jest cholernie pociągający.
- Naprawdę muszę już iść.
Unoszę się niepewnie z krzesła, badając jego reakcję.
- Siadaj - warczy przez zaciśnięte zęby.
O cholercia. Posłusznie wykonuję polecenie. Moja podświadomość zakrywa dłonią oczy nie chcąc patrzeć na moje poczynania.
- Zaczynam pracę o ósmej - szepczę, kuląc się na wiklinowym krześle.
- Oh.
Niekryte zdziwienie i konsternacja przemykają przez jego piękną twarz. Zerka na leżącego na stoliku IPhona i tłumi przekleństwo.
- Obawiam się, że musimy przełożyć naszą rozmowę do wieczora.
DO WIECZORA! Czyli mamy spotkać się jeszcze dziś! O momuniu. Wstaję tym razem o wiele pewniej niż poprzednio, a on czyni to samo i wychodzimy z restauracji.
- Odwiozę Cię.
Patrzę na niego nie kryjąc zdziwienia, ale posłusznie wsiadam do wielkiego Audii. Przyglądam się jak obchodzi samochód i wsiada za kierownicą, każdy jego ruch jest przesycony wręcz zwierzęcą zwinnością. Zasycha mi w ustach, gdy posyła mi drwiący uśmiech, przyłapując mnie na gapieniu się.
- Różana trzy - mamroczę uprzedzając pytanie, jednocześnie skubiąc skórę przy paznokciu kciuka.
Rusza, a wnętrze samochodu wypełnia brzmienie nieznanej mi piosenki. Ciepły głos kobiety pieści moje uszy, pozwalając na moment oderwać się od rozmyślań o zielonookim mężczyźnie siedzącym obok, mającego wobec mnie niecne zamiary. Wpatruję się w zaspany Rzeszów, ludzie mozolnie budzą się do życia, skupieni na własnych problemach, zamknięci na wszystko co ich otacza. Słońce otula ich swoimi ciepłymi promieniami, a ja mimowolnie zerkam na Zbyszka, pogrążony w myślach, w jednej dłoni trzymający kierownicę, pewny i skupiony - oh Pan zamyślony, wolę go od Pana władczego.
- O której kończysz pracę?
- O szesnastej.
- Chciałbym Cię zabrać na kolację. Dziewiętnasta Ci odpowiada?
Odpowiada?
- Tak - szepczę.
- W takim razie do zobaczenia Antonino.
Zerkam przez okno, stoimy przed moją kamienicą.
- Do zobaczenia.
Wysiadam pośpiesznie, będąc już przed drzwiami zerkam przez ramię, przyciemniane szyby uniemożliwiają mi dojrzenie go, ale na samą myśl, że wlepia we mnie piękne zielone tęczówki, oblewam się rumieńcem i czmycham na klatkę.
Wręcz wbiegam do budynku agencji reklamowej, pierwsze spóźnienie w karierze Kosecka, mam szczerą nadzieję, że ujdzie mi to płazem.
- Tośka! - słyszę na progu.
Rzucam marynarkę i torebkę na sporych rozmiarów biurko i wchodzę do głównego działu. Szef ciska gromami, warcząc i z ledwością powstrzymując się od bluzgania. Cały Tymiński.
- Czy wy nie potraficie znaleźć dokumentu o który przypominałem wam od tygodnia, do jasnej cholery! Za co ja wam płacę? - warczy, wymachując rękami.
- Dzień dobry szefie - rzucam ostrożnie i udaję się do szklanej szafy z segregatorami.
- Tośka! Spóźniłaś się!
- Ah tak przepraszam, coś... coś mi wypadło.
Wyjmuję blado czerwony segregator i odszukuję odpowiedni dokument.
- Proszę bardzo, bilans poprzedniego kwartału z uwzględnieniem poprawek naniesionych wczoraj przez prezesa Jasińskiego - wręczam mu plik kartek, a jemu dosłownie opada szczęka.
- Dzięki Tośka, jak zwykle niezastąpiona! - rzuca i wychodzi.
Opadam na krzesło z ulgą - uf upiekło mi się.
Czas do lunchu mija szybko, głównie na papierkowej robocie i bieganiu po całym budynku, zaksięgowaniu zwolnień i innych mało interesujących rzeczach. Jedząc croissanta z sałatką z rukoli, awokado i pomidorków koktajlowych po raz pierwszy zerknęłam do telefonu; trzy wiadomości na poczcie głosowej, pięć nieodebranych połączeń wszystkie od Krysi - niedobrze.
*
Ojej! Blog przeżywa prawdziwe oblężenie! I jest to tak niespodziewane, że nie mogę się temu nadziwić! Jedyne o co proszę to po przeczytaniu zostawić komentarz, nawet głupie "przeczytane" będzie mile widziane :) Dziękuję i zapraszam na kolejny rozdział historii.